Polecam bardzo goraco szkolę Profi Center .Jest to szkoła w której bez problemu nauczysz sie języka angielskiego i przełamiesz barierę w mowieniu.W Profi Center panuje przefantastyczna atmosfera ,Lektorzy są kompetentni potrafią w fenomenalny sposób dotrzeć do każdego .Opieka w biurze Szkoly jest super p.Joasia przekochana kobietka wszystko wytłumaczy pokieruje, poczestuje pyszną W Polsce edukacja domowa nie jest jeszcze zbyt popularna, a co za tym idzie – prawie każdy z nas ma jakieś wspomnienia związane ze szkołą. I chociaż na przestrzeni lat system edukacji zmieniał się wielokrotnie, to wiele rzeczy pozostało bez zmian – prace klasowe, sprawdziany, kartkówki i zadania domowe. Zadania domowe to koszmar każdego ucznia Czy ja sama zadania domowe wspominam jako traumę z dzieciństwa? Jako dziecko strasznie frustrowało mnie to, że po powrocie do domu zamiast beztrosko się bawić muszę jeszcze odrabiać lekcje. Tyle, że tak samo irytowało mnie, że muszę sprzątać po zabawie, odnosić brudne naczynia do kuchni i generalnie od czasu do czasu pomóc w sprzątaniu. Jeśli nie miałam czasu albo chęci na odrobienie pracy domowej to tak jak 90% moich rówieśników spisywałam odpowiedzi od innych (a potem modliłam się, aby nauczyciel nie wezwał mnie do tablicy, bo wtedy wydałoby się, że zadania mam, ale niekoniecznie umiem je rozwiązać). Kto nigdy nie spisywał zadań i nie ściągał na sprawdzianach niech pierwszy rzuci kamieniem! Zamiana ról – największa trauma macierzyństwa Z perspektywy czasu strasznie zazdroszczę mojej mamie, ponieważ ja byłam dzieckiem, które nigdy nie prosiło o pomoc w lekcjach i któremu nauka przychodziła bardzo łatwo. Dziś sama jestem mamą piątoklasisty i na hasło “praca domowa” mam ochotę uciekać z krzykiem. To, co przechodziłam z eM na początku jego edukacji, to była kompletna abstrakcja – jemu brakowało chęci do nauki, a mi – pomysłów jak go do tego przekonać oraz cierpliwości. Nasze wspólne odrabianie lekcji można więc śmiało opisać słowami “krew, pot i łzy” (i świeża wołowina). O ile więc zadania domowe nie były dla mnie traumą dzieciństwa, o tyle szybko awansowały na największą traumę macierzyństwa. Kolki i ząbkowanie to był przy tym pikuś! Na szczęście po kilku latach edukacji w szkole podstawowej jest już o wiele lepiej – nikt nie rzuca książkami, nikt nie wybucha płaczem i nikt nie potrzebuje wiadra melisy na uspokojenie. Wynika to jednak z faktu, że eM odrabia teraz lekcje samodzielnie, ponieważ w pewnym momencie uznałam za stosowne przerzucić na niego pełną odpowiedzialności za wykonywanie szkolnych obowiązków (jeśli jednak potrzebuje pomocy i mnie o nią prosi to oczywiście zdarza mi się mu pomóc – taka jest rola rodzica). Niech żyje rewolucja! Tak się jednak składa, że byłam niedawno na zebraniu Rady Rodziców i został wówczas poruszony temat zadań domowych. Jedna osoba zawnioskowała o wprowadzenie w szkole odgórnego zakazu zadawania prac domowych na weekendy i… ruszyła lawina. Rodzice zaczęli sprzeciwiać się zadawaniu prac domowych w ogóle. Podniosły się głosy, że zadania domowe zabierają dzieciom czas, który mogłyby przeznaczyć na wypoczynek, realizowanie swoich pasji lub na rozwój osobisty. Nie mówiąc już o tym, że po ostatniej reformie edukacji uczniowie klas siódmych są przytłoczeni ilością materiału do przyswojenia i nie są w stanie sobie z tym poradzić. Rodzice domagają się więc zmian jeszcze w tym roku szkolnym, a co na to dyrekcja? Plotki głoszą, że szkoła dziecia od przyszłego roku ma dołączyć do pilotażowego programu „szkoły bez (obowiązkowych) zadań domowych”. Bo z zadaniami nigdy nie wie, oj nie wie się… O co w tym wszystkim chodzi? Szkoła bez zadań domowych? Ale jak to tak? Ano tak, że wszelkie prace domowe są niejako… nielegalne. Nie ma żadnych regulacji prawnych w tej kwestii, a szkołom teoretycznie nie wolno robić niczego, na co nie zezwala prawo (w tym przypadku nauczyciele nie mogą rozporządzać czasem wolnym swoich uczniów i narzucać im, co mają robić po szkole). Tymbardziej uczniowie nie powinni być w żaden sposób karani za nieodrabianie zadań domowych – żadnych “np” w dzienniku, żadnych minusów i przede wszystkim – żadnych ocen niedostatecznych. Pomysł na “szkołę bez zadań domowych” jest więc próbą egzekwowania przepisów, a raczej ich braku. Oczywiście, nie chodzi wcale o to, aby dzieci nagle przestały się uczyć w domu. W tym przypadku “brak zadań domowych” ma oznaczać brak zadań obowiązkowych, ale te “dla chętnych” wciąż mogą (a wręcz powinny) być zadawane, aby uczniowie zainteresowani tematem mogli doskonalić swoje umiejętności. Jestem za, a nawet przeciw Muszę przyznać, że ja sama mam mieszane uczucia. Nie zauważyłabym, aby obecnie eM miał w domu zbyt wiele do nauki, ale po pierwsze – jest dopiero w piątej klasie, a po drugie – dzieć nie lubi się przemęczać i tak kombinuje, aby zadania domowe zrobić i się przy tym nie narobić. Podejrzewam jednak, że za dwa lata nie będzie już tak wesoło, bo jednak siódma klasa to o wiele więcej przedmiotów i o wiele więcej do ogarniania. Czy prace domowe tylko dla chętnych to dobry pomysł? Dobrze znam moje dziecko i wciąż pamiętam siebie w jego wieku. Jestem niemal pewna, że gdybym była teraz na miejscu dziecia to uznałabym, że “dla chętnych” równa się “mamo, nie mam nic zadane”. Obstawiam więc, że mniej więcej do ukończenia przez eM szkoły podstawowej byłoby z nim tak samo i z własnej woli raczej nie dokładałby sobie obowiązków. Co innego w szkole ponadpodstawowej – młodzież mająca sprecyzowane plany na przyszłość bardziej docenia powagę sytuacji i chętniej dokształca się w domu. Oczywiście, mogłabym zmuszać swoje dziecko do odrabiania zadań domowych, ale skoro już teraz uwielbia kombinować i coraz częściej się buntuje, to czy aby na pewno miałoby to sens? Wszelkie kary i groźby mogłyby tylko nasilić problemy, a tłumaczenie, że nauka jest bardzo ważna nie zawsze odnosi właściwy skutek. Mój syn w dalszym ciągu upiera się, że angielski do niczego w życiu mu się nie przyda, chociaż już teraz mniej więcej dwa razy dziennie przychodzi z prośbą, aby przetłumaczyć mu coś w grze komputerowej. Zmiany są tym, co ludzie ro­bią, kiedy nie po­zos­tało im już nic innego Czy brak obowiązkowych zadań domowych faktycznie coś by zmienił w życiu uczniów i mieliby oni więcej czasu na swoje pasje i wypoczynek? Moim zdaniem ambitne dzieciaki (oraz dzieci ambitnych rodziców) dalej odrabiałyby wszystkie zadania domowe w obawie przed pogorszeniem ocen. Od zawsze jest tak, że ci najlepsi uczą się najwięcej. Obawiam się jednak, że cała reszta miałaby jeszcze mniejszą motywację do nauki w domu skoro nie byłoby to dla nich ani obowiązkiem, ani przyjemnością. A co Wy o tym myślicie?
W Nysie marzenie uczniów stało się rzeczywistością. Szkoła Podstawowa nr 1 im. Kawalerów Orderu Uśmiechu, jako pierwsza w stolicy powiatu nyskiego, wprowadziła zasadę dobrowolności w
Szkoła bez zadań domowych – to marzenie! Co rusz pojawiają się nowe apele w tej sprawie. Potrzebę zmian dostrzegają nie tylko uczniowie, ale też ich rodzice, a nawet Rzecznik Praw Dziecka. Co prawda, nic nie wskazuje, aby resort edukacji w najbliższych czasie wprowadził odgórnie takie zmiany, ale niektóre placówki w kraju same decydują się na rezygnację z zadań domowych. Od kilku tygodni w tym gronie jest również szkoła z naszego regionu – to podstawówka w Lubiniu, w gminie Krzywiń. Co więcej, jej dyrektor Marcin Jędroszkowiak zachęca innych do podobnych kroków. – Wspólnie z moim kolegą Jakubem Tylmanem, który prowadzi Publiczną Szkołę Podstawową im. Kawalerów Orderu Uśmiechu w Śremie, wymyśliliśmy akcję „Szkoła bez zadań domowych”. Obaj jesteśmy nauczycielami, ale jednocześnie rodzicami i widzimy, jak wiele czasu dzieciom zajmuje nauka. Obciążenia związane ze szkołą bywają bardzo duże i często uczniom nie starcza już czasu na realizację swoich pasji lub po prostu zabawę, do której przecież mają prawo – podkreśla Marcin Jędroszkowiak, dyrektor Zespołu Szkół i Placówek Oświatowych im. Adama Mickiewicza w Lubiniu. Dyrektor Jędroszkowiak zaznacza, że w starszych klasach podstawówki uczniowie w spędzają w szkole od 35 do 38 godzin tygodniowo, a to niemal tyle, ile ich rodzice zatrudnieni na pełen etat spędzają w pracy. Z tym, że dorośli po powrocie do domu zajmują się swoimi prywatnymi sprawami, a uczniowie znowu siadają do nauki lub biegną na zajęcia dodatkowe. – Gdzie w tym wszystkim miejsce na realizowanie własnych marzeń? Gdzie miejsce na realizację podstawowych praw dziecka: prawa do wolnego czasu, prawa do realizacji siebie, prawa do wolności – pyta dyrektor. W Lubiniu już od dwóch lat, zgodnie z obowiązującym statutem szkoły, nauczyciele nie zadają zadań domowych na weekendy. Inicjatorem takiego rozwiązania był samorząd uczniowski. Nie wszyscy pedagodzy od razu przekonali się do tego pomysłu. Bywało różnie, ale każde odstępstwo od obowiązującej reguły uczniowie sygnalizowali dyrektorowi, który starał się sprawę wyjaśniać. – Nie da się zupełnie zrezygnować z zadań domowych – przyznaje M. Jędroszkowiak. – Lekturę trzeba przeczytać, a tabliczki mnożenia i słówek z angielskiego nauczyć na pamięć, bo inaczej tej wiedzy się nie zdobędzie. Zależało mi, aby zrezygnować z pisemnych prac domowych. Dlatego namówiłem nauczycieli w naszej szkole. Kolega w Śremie zaczął jeszcze wcześniej, bo w październiku. Dyrektor lubińskiej placówki zaznacza, że obecnie w jego szkole nie ma obowiązkowych zadań domowych, ale część nauczycieli przygotowuje zadania dla chętnych. Jeśli uczeń ich nie odrobi nie ponosi z tego tytułu żadnych konsekwencji, ale jeśli je wykona może otrzymać dobrą ocenę. – Nie kwestionuję tego rozwiązania. Powiem więcej, widzę w tym pozytywne aspekty. Na pewno działa ono motywująco, a nie stresująco na ucznia, a to ważne. Poza tym ci, którzy w wolnym czasie zamiast obliczać matematyczne równania wolą pograć w piłkę nożną bez jakichkolwiek obaw mogą to uczynić – dodaje M. Jędroszkowiak. Dyrektor lubińskiej placówki zaznacza, że obecne rozwiązania dotyczące zadań domowych wprowadzone zostały w jego szkole na okres próbny. Ma jednak nadzieję, że uda mu się przekonać do tego pomysłu także obecnych sceptyków. – Lokalnie jesteśmy w stanie dużo zmienić, ale w tym temacie potrzebne są systemowe zmiany, a te musimy wypracować wspólnie dużą grupą. Zachęcamy więc dyrektorów szkół do włączenia się do naszej akcji. Stworzyliśmy w tym celu specjalną stronę internetową Chcemy, aby była ona platformą wymiany doświadczeń i abyśmy wspólnymi siłami znaleźli rozwiązania, które będą korzystne dla uczniów. Mamy już ambasadorów naszej akcji, przede wszystkim młodych artystów, którzy z własnego doświadczenia wciąż pamiętają, jak trudno jest pogodzić własne pasje z mnóstwem zadań domowych – dodaje Jakub Tylman.
.
  • xappso71jn.pages.dev/711
  • xappso71jn.pages.dev/538
  • xappso71jn.pages.dev/782
  • xappso71jn.pages.dev/685
  • xappso71jn.pages.dev/202
  • xappso71jn.pages.dev/345
  • xappso71jn.pages.dev/643
  • xappso71jn.pages.dev/768
  • xappso71jn.pages.dev/726
  • xappso71jn.pages.dev/133
  • xappso71jn.pages.dev/137
  • xappso71jn.pages.dev/291
  • xappso71jn.pages.dev/53
  • xappso71jn.pages.dev/637
  • xappso71jn.pages.dev/364
  • szkoła bez zadań domowych