Szanowna Pani, rzeczownik przypadek – w znaczeniu ‘niespodziewane zdarzenie, zbieg okoliczności’ ma w dopełniaczu liczby pojedynczej końcówkę -u, czyli przyjmuje formę przypadku. W interesującym Panią zdaniu napiszemy zatem: Takiego przypadku dawno u nas nie było. Forma z końcówką -a (przypadka) właściwa jest jedynie wtedy, gdy przypadek rozumiemy jako kategorię
Wyobraźcie sobie następującą sytuację. Drużyna schodzi z boiska – jest 1:4 – albo gorzej – jest 0:5. Dzieci, mimo że bardzo się starały, nie dały rady znacznie lepszemu przeciwnikowi. Albo wręcz przeciwnie – były lepsze. Nie mogły jednak strzelić bramki – a przeciwnikom po prostu wszystko „wpadało”. Może ktoś strzelił samobója, może bramkarz się „nie popisał” może… może… może… „Wynik”, „wygrana”, „przegrana” to poniekąd esencja sportu. Czego byśmy nie mówili i jak byśmy nie dbali o to, by nie przywiązywać do wyniku zbyt wielkiej wagi (co jest szalenie ważne w przypadku młodszych zawodników – pisaliśmy o tym wiele razy i wiele jeszcze napiszemy), dzieci doskonale wiedzą, że przegrały mecz, turniej lub zawody. Kultura „wyniku” czy też filozofia „liczy się tylko wynik” jest ciągle bardzo silna. A zatem obojętnie, jak byśmy nie podchodzili do tematu, dzieci i tak wiedzą, że przegrały – i często bardzo to przeżywają. Stres wzmacniają postawy niektórych rodziców i trenerów, którzy nie kryją rozczarowania czy wręcz jawnie krytykują. Tymczasem w sporcie dzieci nie powinno być miejsca na takie emocje! Nie chcemy jednak pisać Wam o tym, jak powinien być przedstawiany i traktowany wynik, ale co zrobić, kiedy już dziecko doświadczy porażki. Podejście do przegranej mocno różnicuje wszystkich sportowców – starszych i młodszych. Niektórzy znoszą ją całkiem dobrze, podczas gdy dla innych jest bardzo stresująca. Niektórzy młodzi zawodnicy są całkowicie załamani, a słabszy nastrój utrzymuje się jeszcze przez wiele dni po fakcie. Trudno też mieć do nich pretensje – jeśli ktoś poważnie traktuje to, co robi, wkłada w to całe serce, stara się, jak potrafi i mimo wszystko nie osiąga spodziewanych rezultatów. Jest to frustrujące. Co w takim razie robić? Jeśli dziecko mocno odczuwa porażkę – pozwólcie mu na to. Jeśli krzyczy czy płacze, są to prawdziwe emocje, które potrafią być bardzo silne i powinny znaleźć ujście. Nie mówmy dzieciom „Nie pora się mazgaić” czy też „Trzeba być twardym!”. One jeszcze nie mają dobrze wyrobionej kontroli emocji, a takie komentarze tylko zwiększą ich stres, ponieważ przedstawiają je w złym świetle – jako „beksy” czy też „mięczaków”. W tej chwili potrzebują wsparcia, a nie krytyki. Lepiej powiedzieć: „Rozumiem, że możecie być bardzo zdenerwowani i smutni. To normalne w tej sytuacji”. Kolejną istotną kwestią – i jednocześnie często popełnianym błędem – jest zniekształcanie czy też zaprzeczanie zaistniałej sytuacji. Dziecko przegrało – czuje się fatalnie. Mówienie: „Było dobrze, nic się nie stało” albo „Miałeś gorszy dzień, to nie ma znaczenia!”, świadczy tylko o tym, że nie rozumiemy, co to dziecko czuje. Dla młodego sportowca stało się przecież bardzo dużo! Jeśli tak postawimy sprawę, damy mu do zrozumienia, że albo nie doceniamy jego wysiłków, albo ich nie szanujemy – no bo skoro „nic się nie stało”, to znaczy, że to co robi, jest nieważne. Akceptacja zarówno sytuacji (w tym wypadku porażki), jak i emocji, które ta sytuacja wywołała, jest pierwszym, bardzo ważnym krokiem do odrobienia tzw. lekcji, która płynie z przegranej. Pozwala na skonfrontowanie się z nią. Paradoksalnie prowadzi to do poradzenia sobie z nią. Młody człowiek/zawodnik jeszcze tego nie wie, ale od tego ma Was – rodziców, trenerów, nauczycieli. Pomóżcie mu w tym. Akceptując to, co się stało, oraz to, że może odczuwać gniew, złość, smutek, rozczarowanie, pokazujecie, że choć często są to emocje trudne, nawet nieprzyjemne, to są one częścią sportu, a przede wszystkim życia. Pokazujecie, że każdy ma prawo do popełnienia błędów, a dodatkowo można wyciągać z nich wnioski. Nie od dziś wiemy, że bajki Disneya pokazują często skomplikowane sytuacje lub ważne życiowe lekcje w prosty, metaforyczny sposób. W kultowym „Królu Lwie” dostrzegamy scenę, która pomaga nam w zrozumieniu trudnych dla nas sytuacji z przeszłości. Fragment, w którym Simba rozmawia z Rafiki, przyjacielem rodu Mufasy, to nauka wyciągania nauki z wydarzeń, które są za nami. Aby m łody lew poczuł tę lekcję na własnej skórze, R afiki uderza go w głowę kijem, po czym na jego pytanie, co zrobił odpowiada: „To nie ma znaczenia to już przeszłość – można przed nią uciekać lub wyciągnąć z niej jakieś wnioski”. Zamachuje się drugi raz, ale tym razem Simba uchyla się przed uderzeniem kija. Jak zachowywać się w sytuacji porażki? Zaprezentujemy Wam garść praktycznych porad. Po pierwsze – czego nie robić: NIE skupiać się na wyniku! Dzieci powinny czuć, że nie same punkty są najważniejsze, lecz to, że obserwujecie ich rozwój, walkę, chęci i starania. Podkreślajcie to jak najczęściej. Zamiast pytać o wynik – słynne: „Ile było?”, „I jak? Wygraliście?” (gdy na przykład nie było Was na meczu), zamieńcie na pytanie: „I jak Ci się podobał mecz?” albo nawet „I jak tam było na meczu?”, „Jak się bawiłeś?” (gdy nie wiesz o wyniku). Dziecko na tak postawione pytania z dużym prawdopodobieństwem i tak odpowie wynikiem spotkania. Zmieniając to pytanie, pokazujecie, że dla Was, jako rodziców, nie tylko wynik jest ważny, ale też to, jak się bawiło, co mu się podobało, jak bardzo było zaangażowane i co było dla niego trudne. NIE obwiniajcie i/lub NIE oceniajcie! Nie bądźcie źli na dziecko czy też zespół! Mali sportowcy i tak czują się wystarczająco kiepsko. Rozczarowany trener lub rodzic z komentarzami typu: „Naprawdę, mogłeś się bardziej postarać… jestem rozczarowany…” znacznie pogarszają sytuację. NIE obwiniajcie przy dziecku innych zawodników, obarczając ich winą! Wstawki: „To wszystko wina waszego bramkarza” albo „Jakby Janek nie zepsuł tego strzału, to byście wygrali”, są nie na miejscu. NIE „obniżajcie wartości” porażki! Dla dziecka może to być bardzo istotne, więc nie mówcie „Nie ma znaczenia” albo „Nic się nie stało”, lecz „Stało się, rozumiemy twoje samopoczucie, ale wierzymy, że poradzisz sobie z tym, a my Ci w tym pomożemy”. Co robić? Obserwujcie dziecko – zobaczcie, jak się czuje i jak podchodzi do sprawy. Co Wam mówi jego język ciała? Dziecko nie zawsze będzie chciało przyznać się rodzicowi czy trenerowi, że bardzo przeżywa porażkę. Rozmowę rozpoczynajcie od pytań otwartych – aby dzieci/dziecko mogły się wygadać. Poza tym to silny sygnał, że to nie wynik jest dla Was najważniejszy. Pytajcie o to: Jaka część meczu najbardziej wam się podobała, a jaka najmniej? Co wyszło tobie/wam najlepiej? Co wyszło najgorzej – a jeszcze lepiej – nad czym chciałbyś popracować? Czy jesteście zadowoleni z gry? Może z jakichś jej fragmentów? Jak było w obronie? Jak w ataku? Czego się nauczyliście w tym meczu? Co wam dał? Prowadząc w ten sposób rozmowę, nie tylko pokazujecie zawodnikom, że nie wynik, lecz sama gra i zaangażowanie się dla Was liczą, a le też nauczycie ich, jak wyciągać wnioski z porażek i jak mogą one przysłużyć się rozwojowi! Wskazujcie pozytywne elementy, które zauważyliście podczas meczu, turnieju lub zawodów. Na przykład: Bardzo się staraliście! Naprawdę doceniam wasz wysiłek! Jeśli będziecie tak dalej pracować sami zauważycie efekty! Mimo przegranej zauważyłem, że obrona świetnie współpracowała i bardzo dobrze grała! Oby tak dalej! Widziałem, jak wiele serca i wysiłku wkładaliście w grę! Jestem z was dumny! Pewnie, że nie jest miło przegrać – ale okazaliście wspaniałą sportową postawę! To jest dla mnie znacznie ważniejsze! Jeśli któreś dziecko nie wykazało się, grało bez serca czy przekonania – nie wytykajcie go osobiście ani tym bardziej przed kolegami. Wyrażajcie za to nadzieję, że w przyszłości będzie lepiej, i wiarę w to, że następnym razem da z siebie wszystko. Pamiętajcie, że pozytywna motywacja jest znacznie skuteczniejsza niż negatywna, a mówienie „Wierzę, że tym razem dasz z siebie wszystko! Wierzę, że potrafisz!” jest znacznie lepsze niż „Tym razem, Kowalski, tego tak nie zepsuj!”. Warto też pytać dzieci, czy nauczyły się może czegoś, co może się im przydać poza sportem – na przykład w domu czy w szkole. Truizmy pod tytułem „porażka wzmacnia” czy „upadamy, by się podnosić” zna każdy – ale to właśnie na polu sportu można je dzieciom pokazać w praktyce, nauczyć odporności psychicznej i umiejętności wyciągania wniosków – realizując tym samym w piękny sposób wychowawczą i edukacyjną funkcję sportu. Co z naszym nastawieniem? Czy nie zastanawiało Was kiedyś, dlaczego niektóre dzieci będą próbowały nawet dwadzieścia razy wykonać jakieś trudniejsze zadanie, a inne poddadzą się po pierwszej nieudanej próbie? Co sprawia, że niektóre bywają uparte w dążeniu do wytyczonego celu, a inne odpuszczają, gdy tylko napotkają pierwszą przeszkodę? Pozwólcie, że przy okazji tego rozdziału pokażemy Wam nieco inne niż zazwyczaj spotykane spojrzenie na radzenie sobie z trudnościami. I podobnie jak to często bywa w życiu, tutaj inspiracją też były… dzieci! Wspomniana już przez nas dr Carol Dweck przeprowadziła eksperyment. Zaproszono do niego grupę 10-latków, których zadaniem było rozwiązywanie coraz to trudniejszych dla nich łamigłówek. W pewnym momencie, ku zaskoczeniu osób dorosłych, jeden z chłopców, gdy dostał do rozwiązania trudną łamigłówkę, powiedział: „Kocham wyzwania!”, a inny podsumowując zadanie, które wykonywał, stwierdził: „Wie pani co, właśnie liczyłem na to, że czegoś się nauczę”. W kolejnej podobnej sytuacji, gdy dzieci mogły wybrać i rozwiązywać znów dosyć łatwą zagadkę/łamigłówkę lub spróbować zmierzyć się z tą trudniejszą, część z nich wybrała drugą opcję. Aby zobaczyć, co za tą decyzją stoi, a ż „korci” zapytać, dlaczego tak wybrały. Jedna z dziewczynek odpowiedziała z entuzjazmem: „Ale będzie frajda, jak się z tym uporam!”. Widziała więc, to, czego mogło brakować dzieciom wybierającym opcje pozostania przy łatwiejszym zadaniu – wyzwanie i radość, że może spróbować je pokonać. Widziała też coś więcej na temat naszych zdolności umysłowych, a raczej pewnego podejścia do nich. Jak pisze Pani Dweck: „Myślę, że inteligencja to coś, na co trzeba zapracować. Nie dostajemy jej w prezencie. Większość dzieci nie podniesie ręki w szkole, żeby odpowiedzieć na pytanie, jeśli nie zna odpowiedzi, ale ja zazwyczaj to robię, bo jeśli nie będę miała racji, to nauczyciel mnie poprawi. A czasem podnoszę rękę po prostu po to, żeby zapytać – Jak mam to rozwiązać? – albo poprosić o pomoc, bo czegoś nie rozumiem. I tak, rozwijam swoją inteligencję”. Co takie podejście ma wspólnego z omawianym tematem? To, w jaki sposób będziemy reagować na niepowodzenia (różnego typu), będzie wypływać z naszego nastawienia. Dzieci, które po porażce chciały dalej próbować, prezentowały nastawienie na rozwój. Opiera się ono na założeniu, że cechy (między innymi inteligencję, talent, zdolności), z którymi każdy z nas się rodzi, są tak naprawdę punktem wyjścia. Ważnym, ale nie ostatecznym. Możemy je rozwijać poprzez pracę. Nasze zaangażowanie, wytrwałość, wysiłek, jaki wkładamy w realizację zadania, będzie tu odgrywać kluczową rolę. Osoby, które wychodzą z takiego założenia, postrzegają popełniane błędy jako niezbędny element rozwoju. Poprzez porażkę, przegraną, niepowodzenie po prostu się uczą. Wiedzą, potrafią wtedy więcej – mają informację zwrotną, co poprawić, na co zwrócić uwagę, w czym są dobre. Porażka ich nie definiuje, to znaczy, że nie odbierają jej jako osobistej klęski, że „coś jest ze mną nie tak”. To raczej myśl „jeśli chcę być w czymś coraz lepszy/-a, błędy mogą mi się przytrafić”. W jaki sposób możecie rozwijać to nastawienie u swojego dziecka: często pytajcie „Czego się dziś nauczyłeś?”, „Nad czym pracowałeś?”; podkreślacie w ten sposób wysiłek i refleksję nad własnym doświadczeniem; rozmawiajcie o umiejętnościach, o które wzbogaciło się dziecko poprzez pracę, czas i swoje zaangażowanie; pokażcie progres (gdzie było na skali tej umiejętności rok temu, a gdzie jest teraz); pokazujecie, że „nie urodziło” się z tą umiejętnością, ale pracowało nad tym, żeby się rozwinąć; pokazujcie, omawiajcie z dziećmi historie swoje i najbliższych, kiedy do czegoś dążyliście i osiągnęliście to poprzez swoje pełne zaangażowanie; pokażcie, ile czasu Wam to zajęło; zwróćcie uwagę na trudności, pomyłki na tej drodze – ile one Wam dały, co wniosły do tej historii; chwalcie niekoniecznie za wynik, a le za wysiłek, który widzieliście u dziecka, jego determinację czy to, jak różnymi sposobami, metodami próbowało dojść do celu i nie poddawało się za pierwszym razem, gdy mu nie wyszło. Poznaj książki autorów! Dla dorosłych i dla dzieci!ciężki (przymiotnik). Odmiana przymiotnika przez przypadki. Mianownik (kto? co?): ciężki. Dopełniacz (kogo? czego?): ciężkiego. Celownik (komu? czemu On 8/30/2018 at 10:30 PM, Tyś(ka) said: Czy uczyłaś go odpoczynku? Co dajesz mu w zamian? Jak wyglądają Wasze spacery i atrakcje w ciągu tygodnia? Inaczej - czy w jakikolwiek sposób starasz się być dla psa atrakcyjna poprzez danie mu zajęć adekwatnych do jego potrzeb i predyspozycji, a także KONSEKWENTNIE trzymasz się wszystkich zasad, które ustaliłaś ze swoim psem? uczylam go ze po spacerze jak juz sie naje i napije ma ichodzic zawsze do swojego kojca, a nie lazic za mna krok w krok (co mial za szczeniaka w zwyczaju). ostatnio jego kojec z pokoju w ktorym najczesciej przebywam przestawilam do korytarza,gdyz zbytnio interesowal sie tym co robie, co chwile wstawal sprawdzic,poweszyc,pozaczepiac, jak wstawalam po dluzszej chwili siedzenia to reagowal euforia na domniemany spacer albo zabawe. od kiedy kojec jest gdzie indziej jest duzo spokojniejszy, po przyjsciu do domu w kocnu chilluje. kazdego dnia porannay spacer przed moja praca trwa okolo 20-30 min, pozniej spacer popoludniowy to - 2h -biegania za rowerem, aportowania pileczki, patyczka, plywania,... chwale go zawsze za dobre zachowania - smakolykiem albo poprostu poklepaniem po glowie albo pograpaniem za uchem, za wykonanie komendy za pierwszym razem, za przyjscie do mnie kiedy zobaczy cos do czego chce pobiec, pare razy w tygodniu wyczesuje go, szczotkuje go specjalna szczotka masujaca, raz, dwa razy w tygodniu dostaje kosc do pogryzienia. wieczorny spacer to zazwyczaj jakies 30 -1h na wybiegu albo chodzenia po okolicznych alejkach. czy konsekwetnie trzymam sie wszytskich zasad to trudno powiedziec, raczej tak. caly czas cos sie zmienia, teraz potrzebuje wiecej rygoru, uwagi na spacerach, wczesniej poprostu tarzal sie w trawie i ganial bez celu po lakach (nie non stop, w miedzy czasie wplatalam jakies komendy za ktore dostawal nagrode), teraz cwiczymy uwaznosc, skupienie, aportowanie, to tez mu se podoba bo uwielbia byc w centrum uwagi...caly czas walcze z jego zazdroscia, mam dwie pileczki na spacerach,rzucam moirze i jemu, on biegnie po swoja ale szczeka na moire bo chce miec dwie albo jej zabiera. na to nie zwracalam uwagi od poczatku (bo nie chcialam sie wtracac w pieseczkowe sprawy, skoro ona mu pozwalala na to to i ja), jest to jeden z bledow ktorych sa konsekwecje , bo jak jest wiekszy to jego zazdrosc jest tez wieksza kiedy probuje jej cos zabrac i od kiedy zaczal sobie zdawac sprawe ze swojej sily. to samo sie tyczy ciagniecia mnie na smyczy, zdal sobie sprawe ze jest odemnie silniejszy i tez to wykorzystuje jak zauwazy cos lub kogos do kogo chce sie BARDZO dostac. co do potrzeb i predyspozycji, jest codziennie wybiegany (po 20km ktore przebiegnie), najedzony i codziennie sie czegos uczy. idzie spac zmeczony i to chyba jest ok On 8/30/2018 at 10:30 PM, Tyś(ka) said: A ja przed oczami mam pełne energii, niewyżyte i sfrustrowane zwierzątko, którego nikt nie rozumie i nie stara się spełnić jego potrzeb... jest pelnym energii,wybieganym, szczesliwym kundlem, do frustracji mu daleko rozumiem ze jest teraz mlody i ze potrzebuje jeszcze czasu i nakierowania, czasami mi tylko rece opadaja, jego milosc do bezdomnego mnie troche przerosla, wiec staram sie dalej piszac np tutaj, pytajac o rade ... ... On 8/30/2018 at 11:35 PM, Neiscate said: Co to są te znane Tobie metody? Naucz psa wyciszania i skupiania uwagi, myślę że powtórzenie zwykłego "do mnie" czy najlepiej wypracowanie na to nowej komendy również byłoby wskazane. Co do ciągnięcia - może ktoś słyszał o takim czymś jak szelki easy walk? przy nim i dla niego -caly czas ucze sie stosowania nowych, innych metod. na wyciszenie i skupianie uwagi,np przy przechodzeniu obok innych psow bez euforii, probowalam najpierw ze smakolykami, siadal, koncentrowalam go na sobie, dawalam smakolyk, jak juz udalo sie przeczekac przejscie psa obok to i tak euforycznie odwracal sie za siebie, w szalenstwie szukal po nim sladu zeby go zakryc swoim siknieciem albo zlizac (co slyszalam ze u samcow to norma (?))... wiec srednio to skutkowalo, pozniej probowalam odwracac uwage ulubiona zabawka -pileczka, to przynosilo lepszy rezultat, jednak nie zawsze mam tyle czasu na wyciagniecie jej i hipnotyzowanie go, czasami pies na drodze pojawia sie nieoczekiwanie, albo nieoczekiwanie zapala on przeogromna sympatia do jakiejs przechodzacej osoby (a troche ludzi pojawia sie na drogach), teraz najczesciej stosuje mix wszytskiego plus zaslanianie mu widoku soba, poprzez skracanie smyczy tak zeby nic nie widzial oprocz boku mojej nogi ;P Co do komend to kazdego dnia uzywam wieksza ilosc z nich i powracamy tez do tych mniej uzywanach. zawsze jak biega bez smyczy a na horyzoncie pojawi sie cos dla niego interesujacego a on na moje zawolanie przyjdzie, to dostaje w nagrode przysmak - te tez mam zawsze ze soba. zwykle ´do mnie´ cwiczymy kazdego dnia przy okazji zabaw z pilkai, tez ´pusc´, ´przynies´. nowe ostatnio bylo dla niego ´prawo´ i ´lewo´ -roznice tez zalapal w mig. szybko sie uczy, niesadze zeby brakowalo mu urozmaicenia. uzywam obrozy przeciw ciagnieciu,ktora kiedy pociagnie odwraca mu glowe w moja strone, caly czas rozgladam sie za szelkami bo slyszalam ze obroza jest niebezpieczna dla kregoslupa (?) psa. ale jak juz pisalam i tak udaje mu sie mnie przeciagnac kiedy bardzo chce, mozliwe ze dzieki niej zdazyl juz sobie wyrobic stalowe miesnie karku i dlatego przychodzi mu to z latwoscia... On 8/30/2018 at 4:33 PM, rozi said: On 8/29/2018 at 7:29 PM, maregot said: Czyli pies ma w tej chwili trochę ponad rok, hormony buzują. Fakt, zaobserwowalam juz dluzszy czas temu u niego dosc czeste zmiany nastrojow, fochy... plus poranne ruchy kopulacyjne zakonczone ejakulacja na wszystko do okola ;) do tego jescze wyglada na zakochanego, teskno patrzy wieczorami za okno, jest smutny (moze teskni za bezdomnym? ;) ) Pies jest mixem Labradora -Rottweilera z Owczarkiem NIemieckim. Ile moze potrwac burza hormonow - okres buntu u tego typu duzych samcow ?
Matematyczne łamigłówki to świetny sposób, aby sprawdzić swoją wiedzę i przy okazji potrenować mózg! Dzisiejsza zagadka nie należy do tych najtrudniejszych, aczkolwiek nie każdemu udało się ją rozwiązać. Podejmiesz wyzwanie? Matematyczna zagadka dla bystrzaków Jeśli chcesz zachować umysł w dobrej kondycji, regularnie sięgaj po łamigłówki! Ich rozwiązywanie jest nie tylko wspaniałą zabawą, ale także niesie wiele korzyści dla naszego zdrowia. Wzmacnia pamięć, umiejętność koncentracji i logicznego myślenia. Wśród wielu typów zagadek sporą popularnością cieszą się właśnie te matematyczne. Dzisiaj więc mamy dla Ciebie łamigłówkę w formie działania! Chociaż nie jest zbyt skomplikowana, pokonała już niejedną osobę. Jesteś gotowy, aby się z nią zmierzyć? Powodzenia! Ilustracja własna Rozwiązanie zagadki Kluczem do rozwiązania tej matematycznej zagadki jest prawidłowa kolejność wykonywania działań. Oczywiście przyda się też umiejętność mnożenia, dzielenia i odejmowania. Bez tego ani rusz! Chcesz się przekonać, czy udało Ci się rozwiązać tę zagadkę? Prawidłowa odpowiedź to... 33! Najpierw rozwiązujemy równanie w liczniku, a następnie otrzymany wynik (66) dzielimy przez mianownik, czyli 66:2 = 33. Jeśli właśnie taka była Twoja odpowiedź, gratulujemy! Chcesz spróbować swoich sił w innych łamigłówkach? Zerknij do poniższej galerii! Czym zajmuje się piąta siostra? Odpowiedź znajdziesz pod tym linkiem. Zobacz galerię 158 zdjęć
Chiński przywódca Xi Jinping nie ukrywa, że zamierza konkurować z Zachodem na polu innowacji. Stąd pomysł na kolejną rewolucję: po komunistycznej, następnie prorynkowej ma nastąpić trzecia - zmiana technologiczna. Alegoria szybkiego rozwoju chińskiej klasy średniej: Fan Bingbing, najsłynniejsza aktorka ChRL, ma do zapłacenia ok. 130 mln dolarów podatku (Ivaj Aicrag, CC BY-NC) W grudniu tego roku przypada 40. rocznica zapoczątkowania prorynkowych reform w Chinach przez ich wizjonera Deng Xiaopinga. W kraju poprzednio autarkicznym, odizolowanym, za to niesionym podsycanym odgórnie rewolucyjnym wigorem, zaproponowano „nową rewolucję” – walkę o wzrost gospodarczy. Spowodowała ona gruntowną zmianę oblicza kraju, a równocześnie tak bardzo zmieniła jego międzynarodową rangę, że obecnie wszystko, co się dzieje w Państwie Środka, ma wymiar globalny. Budowa potęgi po cichu Drugiego kluczowego zwrotu dokonał ten sam Deng Xiaoping w początkach 1992 r., odpowiadając natychmiast na nową sytuację geostrategiczną, jaką spowodował rozpad ZSRR. Zgodnie z chińska modłą – nie mówiąc tego wprost – przestał reformować w Chinach „realny socjalizm”, jak to jeszcze robiono w latach 80., i podyktował swym następcom polityczny testament (później zniknął ze sceny politycznej, zmarł w lutym 1997 r.). Nakazał komunistycznym z nazwy Chinom zaangażować się w globalizację i wejść na globalne rynki. W związku z tym, że rynki były już niemal wyłącznie kapitalistyczne, dodał też, żeby naśladować wynaleziony w Japonii i stosowany w tamtym regionie model gospodarki prorozwojowej (developmental state). W szczególności wskazał na Singapur. Podkreślił przy tym, by robić to ostrożnie, uważnie i nie wyskakiwać przed szereg, jako że Chiny były jeszcze wtedy krajem na dorobku. Nakazał więc Państwu Środka budować potęgę po cichu. To też się udało, podobnie jak wiele innych, kreatywnych pomysłów Denga, jak przykładowo formuła „jeden kraj, dwa systemy”, służąca wchłonięciu Hongkongu, czy zasady merytokracji, a więc oświeconych i dobrze przygotowanych elit, które miały rządzić Chinami kolektywnie. Jednoosobowe przywództwo przyniosło bowiem wcześniej opłakane skutki w przypadku „cesarskiego” z natury Mao Zedonga. Zmiana w wydaniu Xi Spuścizna Deng Xiaopinga waży na dzisiejszej chińskiej rzeczywistości, a jednak lider „piątej generacji przywódców” (to też terminologia zaproponowana przez Denga), czyli szef partii, państwa i armii Xi Jinping, rządzący do końca 2012 r., najwyraźniej postanowił niektóre aspekty teorii i pomysłów Deng Xiaopinga podważyć. Zdecydowanie zanegował zasadę rządów kolektywnych, wprowadzając ponownie formułę jedynowładztwa – własnego. Zanegował także poprzednią strategię budowania potęgi państwa po cichu, wychodząc z kolejnymi asertywnymi projektami w wydaniu chińskich władz, począwszy od niebywałego geostrategicznego projektu z 2013 r., mówiącego o budowie dwóch Jedwabnych Szlaków: lądowego i morskiego, na które nawet we wstępnej fazie postanowiono skierować środki w wysokości 1,4 biliona dolarów. To suma kilkanaście razy większa niż kwota, którą przeznaczyli Amerykanie na Plan Marshalla, czyli projekt odbudowy Europy po zniszczeniach II wojny światowej. Wszystko to razem sprawia, że jedna z najwybitniejszych amerykańskich specjalistek od spraw współczesnych Chin, Elizabeth C. Economy, z renomowanej Rady ds. Stosunków Zagranicznych, która wcześniej dała się poznać z wielu cenionych ekspertyz i znakomitego, wnikliwego tomu poświęconego udokumentowaniu opłakanego stanu chińskiego środowiska naturalnego spowodowanego ekspansywnymi reformami, wystąpiła z kolejnym autorskim tomem, stawiając w nim tytułową tezę, że to co robi obecnie Xi Jinping, to nic innego, jak „trzecia rewolucja” (The Third Revolution) za komunistycznej dynastii spod znaku KPCh. Pierwsza, maoistowska, była komunistyczna. Druga, dengowska, była prorynkowa. Natomiast trzecia, ta w wydaniu Xi, ma znamiona technologiczno-informatycznej i innowacyjnej. Czy się uda? Jest chyba jeszcze za wcześnie, by odpowiedzieć na tak postawione pytanie. Owszem, co autorka dokumentuje w tej pracy wyjątkowo przejrzyście i wnikliwie, Xi Jinping zdecydowanie stawia na innowacyjność i sam jest kreatywny, wnosząc nowe pomysły i koncepcje. Obok wyzwań związanych z Jedwabnymi Szlakami (Belt and Road Initaitive – BRI) są to przede wszystkim „dwa cele na stulecie”. Najpierw – na stulecie KPCh, czyli do połowy 2021 r. – ma nastąpić oparcie nowego chińskiego modelu rozwojowego na klasie średniej i kwitnącym rynku wewnętrznym, a nie na eksporcie, jak było dotychczas. Natomiast gdyby się wszystko powiodło, to na drugie stulecie – proklamowania ChRL, czyli do października 2049 r. – w Chinach ma dojść do „wielkiego renesansu”, którego warunkiem sine qua non jest oczywiście pokojowe zjednoczenie organizmów chińskich, bo są przecież dwa: ChRL i Tajwan. Od ilości do jakości Do powyższych planów, na ostatnim XIX zjeździe KPCh w październiku 2017 r., Xi Jinping dodał jeszcze jedną datę, pośrednią – 2035, do kiedy to – zgodnie z jego założeniami – Chiny mają przekroczyć jeszcze jeden ważny próg i stać się społeczeństwem innowacyjnym. Ma się to stać w efekcie implementacji wcześniejszego i ambitnego planu, zwanego Made in China 2025, któremu amerykańska autorka, a w ślad za nią władze USA, poświęcają stosunkowo najwięcej uwagi. Chodzi bowiem o to, że Xi Jinping i jego akolici nawet nie ukrywają, że zamierzają konkurować z Zachodem, a nawet pokonać go w jeszcze jednej dziedzinie. Obok gospodarki i finansów, chcą jeszcze postawić mu trzecie wyzwanie i brylować na świecie nowoczesnymi technologiami i innowacyjnością. Jak tego dokonać przy tradycyjnym chińskim systemie nauczania, opartym na pamięciowym wkuwaniu serwowanych tez – kiedyś konfucjańskich, teraz wymieszanych z hasłami marksistowskimi – pyta autorka? Toteż drugim, nadrzędnym przedmiotem jej analizy, obok opisu dokonujących się zmian w dziedzinie wysokich technologii i zarządzania nimi, jest w tym tomie właśnie kwestia nauki, oświaty i kreatywności. Bez dokonania przełomu w tych dziedzinach trudno być wszak „numerem jeden” na świecie, do którego w ramach opisywanej „trzeciej rewolucji” przywódcy chińscy aspirują. Chcąc jednak te aspiracje zamienić w czyn, muszą nie tylko dokonać przewrotu w oświacie – dlatego tak często wysyłają delegacje do Finlandii, mającej według rankingów najlepszy taki system na świecie – ale też pokonać próg bodaj najtrudniejszy do przebycia, czyli przejść od ilości do jakości. Elizabeth C. Economy podkreśla – i na wiele sposobów udowadnia – iż dzieje się w Chinach pod tym względem wiele pozytywnego i znaczącego. Jednocześnie – co wydaje się wręcz zdumiewające – zupełnie nie odnotowuje chińskich przewag konkurencyjnych w jednej dziedzinie, w której mają one niemal światowy monopol, a mianowicie w wydobyciu i obróbce rzadkich pierwiastków (rare earth), co do których panuje powszechne przekonanie, iż stanowią podstawę wszelkiego dalszego postępu technologicznego. To przeoczenie autorka kompensuje rozważaniami nad innym, już wcześniej znanym obszarem zainteresowań. To dalszy, uaktualniony opis, tego, co się dzieje w Chinach, jeśli chodzi o zniszczenia ekologiczne (koncentruje się na smogu w miastach i czystym powietrzu oraz wodzie) i w sferze ochrony środowiska. Wykazuje, posługując się danymi i statystykami, że jeśli chodzi o przechodzenie na alternatywne źródła energii, a nawet samochody elektryczne, Chiny szybko wyrastają na światowego lidera. Coraz więcej inwigilacji Ciekawa i wnikliwa analiza amerykańskiej autorki, często jeżdżącej do Chin i mającej bezpośredni kontakt z tamtejszymi elitami, posiada jednakże pewną zasadniczą skazę literatury zachodniej. Otóż jest bardzo krytyczna wobec tamtejszej rzeczywistości, a nierzadko stanowi projekcję naszych wrażeń, spostrzeżeń i sądów dotyczących zmian w Państwie Środka. Natomiast poglądy samych Chińczyków na te same zagadnienia czy wyzwania, które analizuje autorka – jak szybki wzrost klasy średniej szacowanej na ponad 200 mln osób, zadłużenie przedsiębiorstw państwowych, skażenie środowiska naturalnego, kontrola cyberprzestrzeni, traktowane są jako uzupełniające lub uzasadniające tezy zachodnie. Stąd bierze się przewaga cytowanych poglądów dysydentów, czy osób niepokornych względem chińskiego reżimu. Co do jednego można się jednak z Economy zgodzić. Chiny w „epoce Xi Jinpinga” (nie wiadomo, jak długo będzie trwała, bo odrzucił wobec siebie wymóg dwóch 5-letnich kadencji, narzucony kiedyś przez Deng Xiaopinga) stają się coraz bardziej autorytarne, a społeczeństwo jest poddawane coraz większej presji czy nawet inwigilacji – także za pomocą najnowocześniejszych technologii. To czas ponownej centralizacji i odgórnie narzucanej woli politycznej, bez względu na skutki ekonomiczne, społeczne czy inne. To zarazem bezprecedensowa akcja walki z korupcją, nierzadko sprawiająca wrażenie walki z oponentami politycznymi. Jak to pogodzić z wielkimi ambicjami powrotu do świetności chińskiej cywilizacji, a nawet jej „wielkiego renesansu”? Jak dokonać prawdziwego przełomu i „trzeciej rewolucji” w społeczeństwie odgórnie kontrolowanym i przymuszanym do podległości sztywnemu partyjnemu kanonowi? Jak być kreatywnym w społeczeństwie gdzie wolność i tym samym kreatywność są albo negowane, albo sekowane, albo wyrzucane poza nawias? Jak zwykle w historii, Chiny znowu stanowią łamigłówkę i zagadkę trudną do rozwikłania. Economy dużo w swej pracy wyjaśnia i dużo dokumentuje, ale odpowiedzi – jak wielu innych ekspertów – na te pytania nie daje. Czy będą je mieli chińscy przywódcy, ostatnio ponownie deliberujący za jeszcze bardziej niż dotąd zamkniętymi drzwiami? Czas pokaże. Natomiast to, co robią i co zrobią, będzie miało jak najbardziej globalny wymiar, bo przecież mowa o drugiej gospodarce świata z pretensjami do bycia pierwszą. Chiński smok, po czterech dekadach niezwykle udanych reform, jest już na tyle wielki, że kiedy kichnie, ściany światowego ładu zadrżą. Dlatego warto wiedzieć, w jakiej on jest kondycji. Omawiana, aktualna i pełna ciekawych detali praca dobrze temu celowi służy.
.